W niedzielne południe do kontroli bezpieczeństwa było dużo ludzi.
Oczekiwanie wyzwalało niepokój pomimo ,że miałam rezerwę czasową.
Po chwili gdy już jestem sektorze lotu dzwonię do najbliższych w Bydgoszczy.
Przed wejściem do samolotu przedstawiciel linii lotniczych przechodzi wśród pasażerów i ogląda bagaże podręczne.
Mam doczepioną karteczkę ”small” czyli wszystko ok.!. Lot spokojny , po chwili kawa i coś jeszcze… :)
Cieszę się ,patrzę na chmury i zachodzące słońce.
Dolatujemy gdy jest już ciemno .
Wychodzę jako jedna z pierwszych . Witamy się z Kote- właścicielem hostelu i oczekujemy na pozostałych aby zabrać na nocleg.
Poznaję szybkość jazdy po gruzińskiej drodze ,ostra lecz bezpieczna .
Pierwsze obrazy z Kutaisi. Jestem zaskoczona widokami w centrum.
Podświetlone budynki ,palmy …ktoś mówi ...to prawie jak Las Vegas!.
Przed przyjazdem pisałam ,że podróżuje sama i chciałabym mieć pokój do własnej dyspozycji oczywiście o ile będzie to możliwe.
Już wówczas przychylność Kote mnie zaskoczyła. Zaoferował duży pokój w cenie 20 lari to jest około 40 zł za noc.
Wiedział także, że moja „wątroba” czaczy nie wytrzyma i ,że spać idę …z kurami !.
Miałam nocleg u gruzińskiej rodziny. Serdeczni młodzi ludzie z dwójką małych dzieci. Dziewczynka dzielnie pomagała mamie.
Można było korzystać z lodówki, zagotować wodę na herbatę czy kawę. W salonie był komputer do użytku gości.
Było blisko do bazy hostelu i sklepu gdzie codziennie można kupić chleb prosto z piekarni i jogurt !.
Pan sprzedający w sklepie powiedział – „kup na śniadanie jogurt i gruziński chleb lub słodką bułkę ”. My tak codziennie jemy!.
Gęsty jogurt był pyszny a gdy posmakowałam bułkę to stwierdziłam ,że nie dziwię się Gruzinom .
.