Okrągłe największe we Włoszech baptysterium poświęcone jest św. Janowi Chrzcicielowi .
Budowę rozpoczęto w 1152 roku kończąc dopiero w XIV wieku. To pomieszanie stylu romańskiego z gotykiem i renesansem . Wszystko prezentuje się wytwornie , zewnętrzne zdobienia zachęcają do robienia zdjęć . Po wejściu do wnętrza wzrok mój biegnie ku ambonie. Wyrzeźbiona została przez artystę Nicola Pisano w latach 1255-1260 .
Pod ścianami umiejscowione są kamienne schody i tutaj można usiąść oraz poczekać na najkrótszy koncert.
Piętnaście no może dwadzieścia sekund trwa śpiew , który ma pokazać akustykę tego miejsca . Widzowie zmieniają się co pół godziny i za każdym razem echo z baptysterium zostaje nagradzane oklaskami .
Warto więc poczekać aby posłuchać głosu z baptysterium .
Idziemy ponownie przy katedrze i pomimo ogrodzeń zresztą podobnie jak inni wchodzimy na trawnik .
Ludzie siedzą , skaczą w gestach olbrzymiej radości i po prostu odpoczywają patrząc na kolejne cudo placu . Usiadłyśmy także na trawie choć w mojej głowie pojawił się momentalnie sygnał : „dasz radę wstać…przecież nikt ciebie nie podniesie !?” .
No właśnie …zobaczymy za pół godziny. Chciałam się napatrzeć się na ludzi , na ich reakcje i radości oraz pomysły .
Krzywa wieża – La Torre di Pisa budowana była od 1163 roku i już po kilku latach nastąpił proces przechylania .
Niestabilne podłoże i słabe fundamenty to główna przyczyna tego architektonicznego błędu , który po latach stał się światową atrakcją . Wieża zbudowana jest z białego marmuru , ma wysokość 55 metrów i osiem kondygnacji .Podobno waży 14 ton a odchylona jest od pionu o pięć metrów i z każdym rokiem średnio przechyla się o jeden milimetr .
W latach 1990 do 2001 nie była udostępniana turystom ponieważ prowadzone były prace zabezpieczające przed „katastrofą” budowlaną . Obecnie sprzedaje się bilety na określone godziny tworząc grupę , która nie może być dłużej na „szczycie” niż trzydzieści minut . Kolejki chętnych są długie lecz co się nie robi dla słów : „byłam tam „ .
Uświadomiłam sobie dzisiaj ,że właśnie mija dwadzieścia pięć lat kiedy po raz pierwszy zobaczyłam plac cudów. Czyli tak po ćwierć wieku należy powracać w stare miejsca… jeżeli nie ma możliwości polecieć dalej .
Po chwili wspomnień zrobiłam wiele zdjęć i poprzewracałam wieżę . Aparat i moje miejsce …na ziemi pozwoliło mi z zupełnie innej perspektywy zobaczyć piękno . Na słowa …raz i dwa podniosłam się do pozycji kota choć już z wygięciem grzbietu byłoby trudniej … Udało się stanęłam… wyprostowana, uśmiechając się aby nikt nie zobaczył trudu lecz moje szczęście !.
Dziwny to plac bez jednej ławki . Czy nie powinno się pomyśleć o osobach starszych , które także zwiedzają świat ? Wystarczyłoby dookoła poustawiać drewniane siedzenia - drobiazg a jak przyjazny dla człowieka !. Po chwili siedziałyśmy w pobliskiej restauracji . Patrząc choć teraz przepraszam na talerz sąsiada zamówiłam coś co wyglądało bardzo ładnie . Utrwaliłam na zdjęciu deser z mascarpone zapłaciłam pięć euro za smak i …obraz zapewne . Odpoczęłyśmy .
Ludzi było na placu bardzo, bardzo dużo …w pobliżu odbywał się dziecięcy turniej piłki plażowej . Wielka rywalizacja , okrzyki i oklaski , piski czyli wiele hałasu wśród braci szkolnej . Pomyślałam, że to sportowa niedziela mieszkańców.
Szłam ulicami przepełnionymi ludźmi pośród niezliczonej ilości straganów z różnościami od staroci po zioła przeplatane to wszystko było firankami na metry , stare obrazy i …po pół godzinie miałam już serdecznie dosyć atrakcji dnia ! .
Doszłam do wniosku ,że trafiłyśmy na święto miasta gdy na placu przy moście rzeki Arno częstowano lodami . Mamy szczęście… prawda ?!...choć tłum zmęczył mnie bardzo .
Zdecydowanie wolę poniedziałkowy poranek gdy wsiądę w pociąg i pojadę do Sieny.
Ale o tym już w następnym odcinku mojej podróży.
.