Ruszamy przez nowy kraj Norwegię , która jest „ najpiękniejszą córką Skandynawii „…i nie ma w tym stwierdzeniu cienia przesady i zalotności .
Ta utkana z gór , lasów , zatok i wysp wstęga o prawie dwóch tysiącach kilometrów długości zachwyca urokiem i niepowtarzalnym pięknem natury .
Tego dnia ponownie brakowało słońca i z okien autobusu oglądaliśmy trochę smutny krajobraz . Zachwyt jednak wzbudzały stada reniferów…dla , których autobus nie był przeszkoda na szosie .
To kierowca hamował abyśmy mogli utrwalić spokojnie spacerującą zwierzynę na drodze.
Pamiętam jak zatrzymał się na chwilę a chętni wybiegli aby zrobić zdjęcia. Ludzie biegli , krzyczeli z radości , renifery spokojnie stoły lecz za moment uciekły.
To one mają tutaj swoje prawa…takie pojazdy i ludzie to dziwo tej ziemi ! .
Po drodze widać także zapory osłaniające drogę od śniegu czyli w każdej chwili może być i burza śniegowa .
Jesteśmy już wysoko na północy. Widać gdzieś dalej kawałek ziemi wdarty do wody albo napisze inaczej może to kawałek ziemi wydarty wodzie ? .
Autobus nasz także wjeżdżał na prom . W miejscowości Kafjord do Honninqsvag płynęliśmy około czterdzieści pięć minut .
Celem tego wieczoru był dojazd do Nord Capp .
To wysunięte urwisko skalne wznoszące się na wysokość trzysta siedem metrów.
Jest najdalej wysuniętym na północ punktem Norwegii i Europy . Ostatni skrawek lądu wpada do arktycznie lodowatych wód.
Niezatarte wrażenie pozostawia widok blasku słońca , które nie zachodzi poza linię horyzontu . Pamiętam symboliczne duże medale wykonane przez dzieci z różnych krańców ziemi .
Tutaj właśnie trzeba przyjechać w czerwcu aby przeżyć postój na parkingu o pierwszej w nocy w czasie którego można bez latarki …poczytać przewodnik lub pospacerować po lesie.
Bardzo się cieszyłam ,że dotarłam tak daleko. Cieszyłam się jak ta norweska dziewczyna o cudownym uśmiechu , której udało się złowić olbrzymią rybę !.
Pamiętam także „taniec radości „ w wykonaniu Lucyny i Ryszarda i w duchu zazdrościłam .
Sklepów z pamiątkami było wiele i trudno było wybrać coś właściwego . No bo jak zabrać dużego psa Haski czy „okropnego” Trolla , po co koszulka z napisem ???
Zresztą wszystko było bardzo drogie . Tu daleko dostrzegłam jak bardzo śmieją się oczy Trolla , zobaczyłam ,że ta postać gór ma swój piękny urok . Po powrocie do Polski zupełnie przypadkowo napotkałam w sklepie w Ciechocinku ponownie Trolla . Oczywiście kupiłam i jest moją pamiątką tamtej podróży.
Trasa powrotna była bardzo długa około osiemset kilometrów. Kierowcy jechali zmieniając się odcinkami lecz żaden z nich nie spał . Nie spała także Ania , która wypaliła z Jackiem cały zapas tytoniu na kolejne dni siedząc obok kierowców .
Denerwowałyśmy się i rozmawiałyśmy aby czas szybciej minął.
Oświetlone kręte tunele i serpentynowe drogi prawie o zakrętach dziewięćdziesięciu stopni. Trasa doskonale przygotowana lecz bardzo trudna czyli pełna koncentracja i wielki wysiłek dla kierowców .
Grupa po całodziennym zwiedzaniu smacznie spała a ja wiedziałam ,że pośpię lub …nie - w schronisku gdzie nocowałyśmy kiedyś z Grażyną.