Piszę z telefonu tak mi prościej choć ryzyko ,że ,,zginie,,tekst.
Wspominam...
Ruszyłam sama.
Nie czułam się z tym dobrze byłam pełna obaw. Wysiadłam w Los Angeles i aby ,,uciec,,z tego miasta pojechałam autobusem do Santa Monica.Poszłam na molo,zobaczyłam po raz pierwszy pływających w koszulkach...zobaczyłam niespotykane wcześniej długie fale. Podobało mi się!
Wieczorem wsiadłam w autobus i pojechałam do San Francisco.Rano gdy ponownie wysiadłam z autobusu to cieszyłam się! Pojechałam na brzeg oceanu i pamiętam, że zwiedzałam Muzeum Katarynek.Przeszłam przez miasto i musiałam wieczorem ponownie dojechać do Los Angeles.
Byłam rano i z niepokojem patrzyłam na autobus z Las Vegas!
Gdy zobaczyłyśmy się to radość była wielka...tak jakbyśmy nie widziały się sto lat.
Jechałyśmy do Nowego Orleanu.
Olbrzymia wilgotność i aparat odmawia pracować. Upał wielki
..
Następnego dnia jedziemy na Florydę.
.