Kolejny dzień pobytu .
Chłodno .
W Polsce w ostatnim tygodniu przed wyjazdem było bardzo ciepło .
Nagle„ wyszła” moja słaba organizacja wyjazdu – nie zabrałam kurtki . Zupełnie nie myślałam ,że deszcz może mnie zaskoczyć...przecież lecę do Hiszpanii.
Festiwal Kwiatowy w Gironie po raz pierwszy odbył się w 1954 roku. Każdego roku w maju przedstawiane są ekspozycje kwiatowe . Wydawana jest specjalna kwiatowa mapa i wiele ludzi spaceruje tym szlakiem.
Na specjalnej tablicy umieszczony jest numer i zdjęcie autora prezentacji. Są żywe kwiaty lecz są także wykorzystywane inne formy. Zainteresowanie moje wzbudziła pomarańczowa ścian z zielenią. Wykorzystano kaski w które umieszczone zielone pędy i wszystko wyglądało jakby to były ananasy.
Wiele dekoracji nawiązywało do sytuacji w Katalonii. Były gołąbki pokoju zamieszczone w klatkach . Most przyozdobiono wielkimi papierowymi kwiatami w barwach katalońskich.
Było także bardzo dużo ludzi i to starszych ,którzy w grupie wycieczkowej zwiedzali miasto.
Kiedy doszłam do katedry zobaczyłam dywan kwiatowy z róż . Wyglądał przepięknie .
Niespodziewany zimny wiatr i deszcz zmienił mój plan. Ile sił w nogach powróciłam do hotelu i tutaj było mi bardzo dobrze.
Pisałam w rozdziale „koty w Gironie” ,że pogubiłam się w mieście. Pomieszałam drogę kilkakrotnie. Pomyślałam ,że dawno nie byłam na żadnym szlaku i to są efekty mojej bezradności.
I znowu niepokój
...lecz gdy wyszło słońce i mogłam ponownie pospacerować lub usiąść na ławce i oglądać wszystko dookoła- czułam się bardzo dobrze!
.