Budapeszt był w planach od lat …od wielu lat .
Powodów było wiele . Sentyment do miejsca , które zobaczyłam gdy wyjechałam w pierwszą zagraniczną podróż .
W latach siedemdziesiątych wracałam tam wielokrotnie . Czerwiec , sierpień i sylwestrowe dni lecz to wszystko było wiele lat temu . Potem była Jugosławia , Włochy , Francja i coś jeszcze gdy można już było swobodnie ruszać na zachód !.
Tegoroczny wyjazd zaplanowany był na końcówkę czerwca .
Wylot z Warszawy i to w ostatnim locie tanich linii z Lotniska im. Fryderyka Chopina.
W życiu niespodzianki złe przeplatają się z dobrymi – musiałam zrezygnować . Przeróżne zajęcia umilały mi życie przez ponad dwa miesiące …lecz gdy zobaczyłam wylot za dziewiętnaście złotych to wiedziałam ,że tym razem lecę.
Zaczęły się niespodzianki należące do tych bardziej przykrych.
Wylot z nowego lotniska Warszawa- Modlin. Brak bezpośredniego autobusowego połączenia z Warszawy .
Należy jechać pociągiem z Warszawy Centralnej do Modlina a dalej na lotnisko autobusem .
Wszystko to nie umila startu podróży lecz wydłuża o ponad dwie godziny.
Powrócę może do dnia przed wyjazdem . Osobiste rzeczy umieściłam w podręcznym bagażu pomyślałam sobie ,że załaduję akumulatorki do aparatu .
I co …niespodzianki ciąg dalszy. Aparat milczy jak zaklęty . Nic nie działa . Wyjmuję , umieszczam i …nic.
Godzina wieczorna sugeruje bardziej nocleg niż udanie się po nowy aparat fotograficzny.
Pech ? . Nie będę miała zdjęć !. Zaczęłam szukać w Internecie co może być przyczyną . Wniosków wiele : styki w aparacie, złe akumulatorki …coś należy zrobić , przetrzeć .
Wiecie jak mogą być takie wyzwania trudne w ostatnich godzinach przed wyjazdem !.
Wieczorem – już późnym po kolejnej próbie aparat zaskoczył lecz czy mogłam mieć pewność ,że nie „zamilknie” w najbardziej oczekiwanym momencie.
.