Przed wyruszeniem na trasę wykonujemy „ czyn PTTK–owski „ . W górach przyjęty jest zwyczaj , że przed opuszczeniem bazy studenckiej należy coś zrobić , aby pozostał „ślad „ po wędrowcach. Nam przypadło zlikwidowanie ogrodzenia po nieistniejącym już polu namiotowym. Wszyscy pracują z wielką werwą i ochotą. Na zakończenie naszej symbolicznej pracy robimy zdjęcia.
Idziemy zielonym szlakiem turystycznym. Dochodzimy do Wąwozu Homole i ponownie podziwiamy przepiękne skalne urwiska. Robimy zdjęcia na platformach widokowych wąwozu. Trasa ze schroniska nie jest ciężka , spotykamy po drodze górali – pasterzy , którzy wypędzają owce na halę.
Wieś Jaworki położona jest nad rzeczką Grajcarkiem wśród gór. Uzyskaliśmy zgodę gospodarzy i sołtysa na rozbicie namiotów w pobliżu potoku. Andrzej pobudował niewielką tamę , która ma zastąpić każdemu wannę. Po kąpieli w ciepłej wodzie , pakujemy swoje plecaki do namiotów . Chcemy iść do bacówki „ Jaworki „ aby zjeść obiad . Nagle słyszymy huk…widzimy ogień i Elżbietę, która nie bardzo jest zorientowana co się stało ??.. Dwa palce prawej dłoni są poparzone. Podziwiamy psychiczną siłę Elżbiety. Mówi ,że to nic takiego, ale Andrzej smarując maścią rękę widzi , że poparzenie jest bardzo silne. Gospodyni u której mieszkamy , radzi nam rękę owinąć kompresem z białka jajka. Jednak stare domowe sposoby okazują się bezbłędne. Ela zasypia …mimo , że ma gorączkę . Zobaczymy jak jutro będzie się czuła ? . Dzisiejszego wieczoru nie ma wspólnych śpiewów , nie usypia nas dźwięk gitary , słyszymy jedynie szum potoku i…chwilami niektórzy mają wrażenie , że są nad morzem !!!.
Redyk w Jaworkach - to uroczystość , która miała się odbyć 21 Lipca w przeddzień lipcowego święta. Byliśmy bardzo ciekawi co to może być ten „ redyk „ . Prawdę mówiąc sama nazwa niewiele tłumaczyła , jedynie mały Piotr – syn gospodarza zapewniał nas , że pójdzie z nami i wszystko zobaczymy .
Tak też i było . Po przedpołudniowym spacerze Wąwozem Homole – około siedemnastej godziny Piotr doprowadził nas w dolinę gór. Zobaczyliśmy góralską karczmę z ciosanego drewna . Byli tam już górale – pasterze owiec , ubrani odświętnie w swoje kolorowe stroje . Spotkaliśmy również kobiety , które więzły wełnę . Każdy z nas także widział w jaki to sposób odbywa się ceremoniał strzyżenia owiec a potem jak można czesać owczą wełnę . Widok ten znany nam prawdę mówiąc jedynie z obrazków telewizyjnych, wzbudzał wielkie zainteresowanie. Można było wszystkiego dotknąć , mogliśmy przypatrzeć się każdej czynności z osobna !! .
Górale przynieśli ze sobą na spróbowanie bryndzę oraz owcze mleko…pyszne !!!. Na polanie przygotowane było palenisko a duży pieczony baran wzbudzał wśród wszystkich zrozumiałe zainteresowanie. Nie jest to zbyt częsty widok więc oczywiście musiał zostać utrwalony na zdjęciu . Barbara chwyciła w swój „ ster „ rożno i pozostała przy nim prawie do ostatniej chwili pieczenia barana . Śmialiśmy się , że mamy już kolację zapewnioną …i to nie byle jaką …a prawie „ dewizową „ . W międzyczasie przybył ze Szczawnicy zespół tancerzy i kapela góralska . Śpiew , taniec i dźwięk kapeli a do tego barwne stroje góralskie wśród zieleni były widokiem nie do opisania . To wszystko trzeba samemu zobaczyć !!! To był właśnie ten cały Redyk . Po występie zespołu , upieczony baran został podzielony pośród grupę jugosłowiańskich turystów . A, że góral to człowiek „pamiętliwy „ zobaczył Barbarę , która wmieszała się wśród turystów , górali , tańcowników no i oczywiście ku uciesze nas pozostałych , poprosił aby przyszła po porcję pieczonego barana.
Górale to ludzie z głębokim sercem , mogliśmy się o tym przekonać kilkakrotnie więc i ten widząc ,że jest nas więcej , niż jeden ,dał tyle , że wystarczyło na dobrą kolację !!. Ci co jedli będą pamiętać jak smakowało !... Było nam wszystkim wesoło . Wróciliśmy do namiotów z nowymi wrażeniami.