W Bydgoszczy do pociągu wsiadłam o 4:37 .
Była noc gdy szłam na dworzec kolejowy lecz chciałam być jak najwcześniej a prócz tego to bezpośredni pośpieszny chyba z Przemyśla.
Zobaczyłam poranne mgły i wspaniały wschód słońca,
...potem lecące bociany i łany zboża gdzieś w okolicach Piły a może Szczecinka.
Po drodze koło Białogardu przeszła potężna burza z ulewą.
Wiedziałam,że na najbliższy tydzień prognozy pogody nie napawały optymizmem .
Nie przejmowałam się , uwielbiam chodzić w deszczu i bez parasola!
Kołobrzeg powitał mnie rześkim powietrzem a "Chalkozyn" kluczem do pokoju . Była godzina dziewiąta...można być frontem do gościa hotelowego ?! Brawo ...
Przedtem był pomiar temperatury . Stałam w określonej odległości ubrana w maseczkę przed aparatem . 36,5 poświadczyło ,że jestem zdrowa i mogę odpoczywać w hotelu.
Wakacje rozpoczęte.
Ostatnie dni w Bydgoszczy były dla mnie dosyć trudne. Wiele spraw i jakiś remont po drodze.
Po chwilowym rozpakowaniu ruszam na spacer uliczkami uzdrowiska Kołobrzeg.
Chciałam pochodzić po starych znajomych miejscach , posiedzieć na ławeczce , porozmawiać z poznaną przed chwilką osobą , pójść na kawę czy dobrego loda ... takie zwykłe marzenia i proste do realizacji.
Chciałam zobaczyć co przez te lata w uzdrowisku uległo zmianie co mnie mile zaskoczy a może zachwyci ?
Pierwsza rzecz to bezpłatne wejście na molo a tam nowe wygodne ławki.Brawo Kołobrzeg !
Teren dookoła wejścia został także zmieniony . Plac wzbogacono o ławki - duże i wygodne.
Doszłam do latarni morskiej i zjadłam pysznego włoskiego loda !
Cóż za radość ,że jestem w Kołobrzegu !
I w ten sposób na pokonywaniu morskich "mil" mijały kolejne dni...
Zachwyciły mnie odremontowane obiekty sanatoryjne . Dawny Kombatant został Perłą Bałtyku . Chciałam wjechać do kawiarni na ostatnie piętro lecz wirus Korona pozamykał wszelkie obiekty ,które były by ryzykiem dla wczasowiczów.
Ikar także wypiękniał podobnie jak Mewa I czy II.
Zobaczyłam nowe charakterystyczne pomniki. Wrocław ma krasnale a Kołobrzeg mewy ,które paradują na przykład na deskorolce. Ładny pomysł .
Wczasowiczów nie było przerażająco dużo. Zresztą w lipcu nigdy nie bywałam nad morzem ale ze słyszenia wiem ,że tłumy gonią tłumy. Tym razem nie. Gdy po śniadaniu wychodziłam alejki były puste . Odczuwało się ,że ilość wypoczywających jest znacznie niższa. Co ciekawe słychać było język niemiecki . Całe rodziny z małymi dziećmi wypoczywały w "Chalkozynie".
Podobno autobusy z Niemiec przywoziły chętnych na tydzień lub dwa.
Było mi bardzo dobrze . W opinii o domu wypoczynkowym wyraziłam się w samych superlatywach . Podobał mi się cichy i wygodny pokój...smakowało urozmaicone jedzenie i to ,że czułam się tam bezpiecznie.
Polecam wyjazd do Kołobrzegu.
Twarz moja została pomuskana słońcem a nogi zmęczone do bólu...
Było słońce i wiatr ,który jednego dnia był wyjątkowo zimny . Wiedziałam wówczas ,że jestem nad naszym Bałtykiem.
Wyjeżdżałam i już myślałam kiedy będę mogła ponownie przyjechać...
Do zobaczenia w Kołobrzegu...
.