Trzeci i ostatni dzień pobytu jest to tak zwany dzień stracony.
Niewiele można zaplanować bo wszystko uzależnione jest od godziny startu samolotu i konieczności zgłoszenia się do odprawy .
Świeci słońce lecz temperatura o poranku jeszcze wczesno kwietniowa. Chłodno.
W planach miałam zobaczyć
sobór św. Jura. Archikatedra jest wpisana na listę UNESCO .
Niestety moje decyzje są czasem zbyt wolne. Należało zamówić taksówkę , które we Lwowie nie są drogie , podjechać i zobaczyć…a ja woziłam się w myślach i nie zobaczyłam. Szkoda!
Zdecydowałam ,że mając tak sprzyjające warunki pogodowe ponownie zobaczę Rynek Starego Miasta, Katedrę i może coś jeszcze. Doszłam do
Pałacu Potockich .Prezentuje się wspaniale . Niestety w poniedziałek nie ma możliwości zwiedzania.
Wracając przysiadłam na ławce na rynku. Popatrzyłam na mieszkańców i byłam szczęśliwa ,że udało mi się dojechać do Lwowa , który od wielu ,wielu lat był na liście pt: „koniecznie zobaczyć”.
Może ktoś zapyta czy podobało mi się miasto ?
Czy się zachwyciłam tak jak Marianka , która powraca do Lwowa jak tylko „może” !?
Pierwsze wrażenie gdy zobaczyłam to …jaki ten Lwów jest ciężki , stary w znaczeniu zniszczony i zaniedbany .
Wiele domów , wielkich kamienic wymaga olbrzymich nakładów finansowych .
Zobaczyłam zbyt mało , poznałam tylko serce miasta . Jednego dnia padał intensywnie deszcz i to była dodatkowa przeszkoda w spacerze po mieście. Chodzę bez parasola i moknę wówczas do ostatniej suchej nitki .
Zamieszczone zdjęcia są słonecznym obrazem Lwowa i takie widoki chciałabym zapamiętać .